sobota, 3 września 2011

8. Pobudka

Obudziłam się w szpitalu, byłam podłączona pod kroplówkę i trzymana za rękę przez mamę. Po piętnastu minutach rozglądania się po sali zrozumialam, że taty nie ma, a w rogu stoi niecierpliwie Artur, cały podenerwowany. Chciałam powiedzieć "co się stało?" ale coś bardzo mocno mnie ściskało w gardle, jakby ktoś co najmniej dusił! Po chwili usłyszałam donośny głos mamy:
-O mój boże, obudziła się!! Jak się czujesz słoneczko?- spytała z troską w głosie.
-N n ni e wiem- próbowałam odpowiedzieć. Jak długo tu siedzą? Ile czasu już tu przebywam? Co mi się stało? Tyle pytań i żadnej odpowiedzi, czułam się jak, jak nie człowiek, że tak to ujmę. Przez moment daję słowo, że zobaczyłam babcię, starą, poczciwą babcię Stefanię. Wystraszyłam się nie na żarty, ale ze strachu wyzwolił mnie Artur, złapał mnie za rękę od razu jak mama poszła do łazienki, zarumieniłam się automatycznie a on szeroko się uśmiechnął i powiedział:
-Wszystko będzie dob...-niestety nie dosłyszałam końcówki tego słowa, bo do sali wszedł lekarz i stwierdził:
-Jej stan sie polepsza i za dwa tygodnie minimum wyjdzie ze szpitala.
-A a le co o  mi je s t pa a nie doktor r rze?- momentalnie zrobiło mi się zimno, przerażliwie zimno i znowu duszności.Nic nie widziałam, za to słyszałam jak mówili:
-Maci jej pomóc i to natychmiast!!- krzyki mojej mamy,
-Panie doktorze co się dzieje?!-głos Artura
-Och nie, przecież jest jeszcze taka młoda-nie mogłam poznać kto to powiedział, chwileczkę czyżby tu była Ewa, tak tak teraz poznaje to Ewa, ale co ona tu robiła?! Coraz gorzej się zaczęłam czuć. Ale po 20 minutach ustąpiły duszności a razem z nimi zimno przerodziło się w delikatny płomyczek, który palił moje ciało. Spróbowałam otworzyć oczy ale nie potrafiłam, no więc jeszcze raz, delikatnie otworzyłam powieki i zobaczyłam twarze, przyglądające mi się z uwagą. Żadnej z nich nie znałam! Okazało się, że to gimnazjaliści, którzy zostali powiadomieni przez Ewkę, po chwili wszedł lekarz i stwierdził:
-Droga Edyto, przez cały tydzień byłaś w śpiączce dzięki czemu jesteś zdrowa jak rydz- oszołomiona powtórzyłam:
-Cały tydzień?!! Jejku ile teraz nadrabiania lekcji- załamana wstałam z łóżka i pociągnęłam się do łazienki, o dziwo wiedziałam gdzie to jest, każdego kogo minęłam spoglądali na mnie jak na jakąś wariatkę, poczułam się jak wtedy w szkole, gdy Artur mówił tak pięknie o mojej książce, weszłam do toalety i spojrzałam w lustro, w którym ujrzałam moją bladą, smukłą twarz i twarz Artura, co??
-No nie czy to znowu jakiś sen?!- krzyknęłam ze złości.
-No nie wiem czy chciałbym mieć takie sny. Haha- zaśmiał się, naprawdę się zaśmiał!
-Boże te dołeczki są takie piękne- wyszeptałam sama do siebie.
-No wiesz co, daj spokój, pomyś lepiej co z tobą!
-Co?!- dałam mu liścia żeby sprawdzić czu jest prawdziwy, niestety ręka mnie bardzo mocno zabolała.
-Ała!! No co ty Edyta rozbisz??- krzyknął.
-O boże jesteś prawdziwy!! Tak strasznie cię przepraszam-zrobiłam się rumiana na to wszystko co o nim powiedziałam i o tym, że myślałam, że to sen.
-Hehe wiesz fajnie, że podobają ci się moje dołeczki.- znowu pokazał swój zniewalająco piękny uśmiech. Zmiękły mi nogi ale Artur mnie złapał i po raz pierwszy spojrzałam mu prosto w oczy.
-Nie wiedziałam, że są tak pięknie miodowe.- powiedziałam nie będąc w stanie myśleć.
-A ja nie wiedziałam, że są tak zielone. Mam miodowe oczy??- Natychmiast się zerwałam na równe nogi i spojrzałam spowrotem z powrotem w lustro, teraz Artur obejmował mnie mocno ramieniem. Na salę wróciliśmy razem, jak wszyscy wyszli zaczęliśmy rozmawiać i się trochę rozgadałam bo Artur został u mnie do godziny 22, powiedział mi słodkich senków, trochę błędów co prawda, ale to słodkie.